przegadany podcast
Dzisiaj pogadamy sobie o serialu The Bear. Zerkniemy na zaplecze baru i zrobimy notatki o białych koszulkach oraz zarządzaniu zespołem. To wszytko w moim aktualnie ulubionym programie- Obsydian. Dowiemy się jak to robić efektywnie i efektownie z książki “How to make smart notes”. Pogadamy też o grach i wybierzemy się razem do parku. Zapraszam!
Jest współzałożycielką Traffic Design. W sztuce ulicy zakochała się jako nastolatka, dokumentując tanią lustrzanką prace grafficiarzy.
Studiowała Socjologię, a potem Media i Marketing w Londynie. Zderzyła swoje oczekiwania związane z Nowym Jorkiem z realiami. W Wielkiej Brytanii zanurzyła się w świecie hipsterskich knajp i szalejącej mody na sztukę ulicy. Jednocześnie przytłaczał ja świat Brytyjskich mediów i kariera w Londyńskiej Agencji PR nie fascynowała tak jak to, co odkryła podczas świątecznej wizyty w Polsce.
To w Gdyni zaskoczył ją rozmach, z jakim przemysł kreatywny budził się do życia. Spotkała ludzi z artystyczną zajawką, kochających tworzyć. To z nimi tworzyła murale, odnawiała szyldy i zmieniała przestrzeń, w której żyjemy w przestrzeń estetyczną i zadbaną. Udowadnia, że dobry design ma swoje miejsce nie tylko w luksusowych apartamentach. Miasto może i powinno być ładne i projektowane z myślą o człowieku.
Monika Chaka Domańska: Jest to bardzo dobre pytanie i nie ma na to łatwiej odpowiedzi. Co prawda jestem w lepszej sytuacji niż wiele moich znajomych, którzy na pytanie babci czym się zajmują, nie są w stanie nic wytłumaczyć. Jest łatwiej, ponieważ moja babcia była dziennikarką telewizyjną i kulturalną, dlatego wytłumaczenie jej rzeczy związanych z kulturą i sztuką jest bardzo łatwe. Kiedy jednak inne osoby pytają, czym się zajmuję, bywa to ciężkie. W 2011 razem z Jackiem i Natalią Kaczor założyliśmy stowarzyszenie Design. Od tego czasu zajmujemy się szeroko pojętą sztuką i designem w przestrzeni publicznej. To, co nas różnicuję od innych podmiotów tego typu, jest nasze skupienie na tym, co jest i ogólnodostępne i jest w przestrzeni publicznej. Nie jest to design wnętrzarski, który można kupić za duże pieniądze. To jest coś,co widzisz na ulicy.
Monika: Myślę, że początku trzeba wyszukać w roku 2000, wtedy poznałam Jacka i Michała, z którymi dzisiaj prowadzimy stowarzyszenie. Poznaliśmy się jako banda małolatów. Z Michałem chodziłam do szkoły, z Jackiem poznałam się przez dalszych znajomych. Moje zainteresowanie, które potem ewoluowało w trafic Dizajn, wiązało się z miłością do sztuki ulicy. Wtedy nie nazywano tego Street Artem. Było to po prostu graffiti i było to przed boomem, który nastąpił w w ostatnich latach, a teraz pewnie już się kończy.
Monika: Tak, to dokładnie były te czasy. Na wysokości stacji Statoil w Gdyni Orłowie znajduje się niedokończony szpital. Tam wiele osób przychodziło malować. Ja nie malowałam, ponieważ nie przejawiam talentów plastycznych, ale to, co jest dla nas ważne również teraz to to, że każdy ma swoje indywidualne umiejętności. Suma tych umiejętności pcha nas do przodu. Jestem więc w części koordynacyjnej, produkcyjnej, medialnej, a nie projektuję, nie jestem graficzka. Wtedy byłam po prostu zainteresowa tym co się dzieje, interesowała mnie ta twórczość. Wtedy też dostał pierwszy aparat cyfrowy, nie robię świetnych zdjęć, ale dokumentowałam to, co widziałam. Uczestniczyłam w różnego rodzaju dżemach i żyłam tą kulturą. Później odcięłam się od tego na wiele lat. Zajmowały mnie inne rzeczy, później studiowałam socjologię w gdańsku.
Monika: Tak, szorowanie chodników i tego typu sprawy. To, co było fajne to to, że mieszkałam w Sopocie, a chodziłam do szkoły w Gdyni. Chodziłam do trzeciego liceum w Gdyni, które ma bardzo dobrą opinię i renomę, ale zawsze wydawało mi się, że życie toczy się gdzieś indziej. Otrzymywałam dobrą edukację, ale miałam świadomość tego, że żyję w pewnego rodzaju bańce. Wszyscy byli dobrze wyedukowani, mieli ciekawe pomysły, a teraz pewnie mają ciekawe prace i ciekawe poglądy. Natomiast wtedy brakowało mi autentyczności i rzeczy, które wydarzały się poza tą trochę hermetyczną bańkę. Wydaje mi się, że tego typu rzeczy i zajawki znajdowałam na ulicy.
Monika: Ludzie czasem przyjeżdżają z ochroniarzami, są specjalne klasy, jest amfiteatr, świetne boiska i świetnych nauczyciele. Ja tam byłam już od gimnazjum, przez jakiś czas chodziłam też do prywatnej podstawówki. W klasie piątej i szóstej szkoły podstawowej przyniosłam się do publicznej szkoły w Sopocie, gdzie zderzyłam się z ludźmi z innych przestrzeni. Jak można sobie wyobrazić w latach dziewięćdziesiątych,w szkole prywatnej było się w bardzo zamkniętym ekosystemie, gdzie wszędzie wożą cię rodzice. Kiedy na dwa lata przyniosłam się do sopockie ósemki, ona była dla mnie zderzeniem z inną rzeczywistością. Tam chodziły dzieciaki z domu dziecka i okazało się, że nie wszyscy mają lunch boxy wypchana McDonaldem i nie są po szkole zabierane na basen i zajęcia dodatkowe. Więc wtedy, kiedy poszłam do gimnazjum koło trójki, miałam wrażenie, że czegoś mi brakuje. Wpadam w otoczenie, które było wychuchane i wypieszczone.
Monika: Patrząc na to z perspektywy czasu, chociaż wtedy o tym nie wiedziałam. Analizowałam moją karierę i często znajdywałam w niej wiele odniesień do zawodów, które wykonywali moi przodkowie, chociaż nie byłam tego świadoma. Moja babcia, która mnie wychowywała była dziennikarką. Ona zawsze zadawała milion pytań wszystkim i na każdy temat. Ona też miała ucho blisko ulicy i wiele tematów ją interesowało. Potem okazało się, że jej ojciec był terapeutą. Jedną z tych osób, która zaczęła leczyć osoby z chorobami nerwowymi, mentalnymi w sposób dużo bardziej ludzki niż to, co w latach pięćdziesiątych sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych było standardem. On miał również bardzo ludzki charakter i koncentrował się na człowieku. Wcześniej też pradziadek był architektem, urbanistą. W jaki sposób to, co robię, jest połączeniem tego co ludzkie, artystyczne i też często architektoniczne, urbanistyczne. Te wszystkie elementy łączą się w tym, co teraz robię. Jest we mnie ta miejsko-ludzka zajawka. Myślę, że to zawsze mi towarzyszyło.
Monika: Myślę, że powinniśmy jeszcze na chwilę się zatrzymać, ponieważ w moim życiu bardzo szybko pojawił się internet, więc między 2001 a 2011 rokiem pisałam blog. Blogosfera wygląda wtedy zupełnie inaczej, nie było tam tyle hajsu i lansu ile jest teraz. Nie było też jsocial mediów, za co jestem bardzo wdzięczna. Cieszę się, że tego nie było, kiedy dorastałam, bo tak naprawdę ich efektów tak naprawdę dotąd nie rozumiemy. Dopiero pojawiają się informacje, w jaki sposób social media wypływają na młodych ludzi. Trochę swoje zajawki i zainteresowania przynosiłam do Internetu. Teraz tak naprawdę robię bardzo podobną rzecz gdzie umiejętności innych ludzi w tym świecie graficznym dzisiaj morskim, staram się popularyzować, docierać z nimi do osób, które mogłyby się tymi tematami zabawić.
Asia: Jak wyglądał ten blog?
Monika: Pewnie na początku wyglądał tak jak większość blogów młodych dziewczynek. Byłam małolatą, która miała 13,14,15 lat. Potem zaczęłam też poruszać bardziej społeczne wątki. Jeśli wyjeżdżałam do innych miast, wracam z informacjami o tym co można tam zobaczyć, jakie tam są muzea, a jakie wydarzenia kulturalne. Na pewno pisałam też o tematach związanych w jakiś sposób z prawami kobiet. Widziałam różnice w zachowaniu ludzi w stosunku do mężczyzn i w stosunku do kobiet, widziałam pewne nierówności. Zwraca uwagę na to, że inne oczekiwania stawia się dziewczynom a inne chłopcom. Pewnie to zabrzmi naiwnie, ale oglądałam wtedy Carrie Bradshaw i zastanawiałam się jak pisać felietony. Miałam wtedy też dużą zajawkę na Agatę Passent i kiedy mama kupowała „Twój Styl”, to była pierwsza rubryka, którą wtedy otwierałam, czytałam i robiłam swoją niedojrzałą i małoletnią wersję pisania i opisywania tego, co się wokół mnie dzieje. Pewnie trochę coś, co później nazwało się life stylem.
Monika: U mnie to było na pierwszym miejscu, to też tłumaczy, dlaczego z przestałam publikować. Zaczęłam wątpić w to, co takiego interesującego jest w moim punkcie widzenia. Jest tyle osób, które mają tyle idei i dlaczego ja mam akurat moją wizję wypychać w świat. Schowałam się trochę za tymi rzeczami, które robią inne osoby. Staram się być przekaźnikiem do pokazywania światu umiejętności innych. Skupiam się na przyciąganiu uwagi do tematów, które są dla mnie interesujące takich jak estetyka przestrzeni publicznej. Ściągam ludzi na wydarzenie, które albo mają zajawić, albo mają aspekt edukacyjny. Staram się nie skupiać na sobie i swoim światopoglądzie.
Pojechać: To był jakiś szalony rok i wiele osób chciało się dostać. Być może nikt nie myślał przyszłościowo, ale z drugiej strony wszyscy jesteśmy częścią społeczeństwa, więc jest z tym trochę tak jak z psychologią. Jest to coś, co warto po prostu znać i może nam się po prostu przydać w codziennym życiu rozumieniu rzeczywistości. Wydaje się, że takie socjologiczne botki są po prostu obecny w naszym życiu. Dużo łatwiej się ogarniesz rzeczywistość, mając podstawową wiedzę w zakresie socjologii.
Monika: Ja ostatnio definicję socjologii pewnie czytałam j na studiach, ale dla mnie to przede wszystkim nauka o grupach społecznych. Nie jest to skupianie się na indywidualnej jednostce, ale na zachowaniach ludzkich, które są kształtowane przez nich jako grupa, przez kulturę czy jeszcze inne czynniki zewnętrzne. Patrzenie na ludzi poprzez pryzmat rzeczy i więzi, które je łączą, jak i te, które je różnią. Nie chodzi tu o patrzenie na człowieka jako na jednostkę, ale na ludzi jako grupy, między którymi zachodzą pewnego rodzaju zależności. Możemy też analizować to w kontekście ludzi i miasta i tym my się teraz zajmujemy.
Monika: No teraz rzeczywiście się tym zajmujemy. Trochę więc wchodzimy w działania placemakingowe. Staramy się tworzyć różne przestrzenie, które będą miały różnego rodzaju użyteczności. Mają być funkcjonalne dla ludzi, a nie tylko sztuką lub ozdobą. Chcemy budować obiekty lub przestrzenie, w których ludzie się będą czuli dobrze. Żeby to zrozumieć i takie przestrzenie stworzyć, musimy różnymi metodami przyglądać się temu, w jaki sposób ludzie funkcjonują. Możemy to robić, dopytując się lub konsultując z nimi swoje pomysły. To jest ten moment, kiedy wracam do tej wiedzy.
Monika: Mam wrażenie, że funkcjonuje w myśleniu jakieś uproszczenie i ta obecność ławki powoduje alkoholizm. Jest takie skrótowe myślenie.
Monika: Dokładnie, nie ma ławki, nie ma alkoholika, nie ma problemu. W ten sposób na pewno bardzo wąska grupa osób decyduje, w jaki sposób wygląda przestrzeń dla dużo szerszej grupy. Nie może usiąść człowiek niezależnie od swojego wieku czy to możności więc nikt tam nie będzie przebywał. Musimy sobie zdawać sprawę, że ławki nie służą tylko przysłowiowemu alkoholikowi, ale osobie starszej, młodzieży szkolnej, matce czy ojcu z dzieckiem. Każdy może być użytkownikiem ławki, ale szalona obawa przed grupą, która mogłaby ją okupować, powoduje że ławki w przestrzeni nie ma.
Ostatnio chcieliśmy się zajmować pewnym placem na wzgórzu, ponieważ tam są dwie ławki w starej wyszczerbione. Później okazało się, że ławki są tylko dwie i w dodatku wyszczerbione celowo. Chodziło o to, aby ludzie się w tym miejscu nie gromadzili. Ktoś wyciągając ten jeden szczebel z tej ławki uznał, że będzie to lepsze rozwiązanie niż np. oczyszczenia tego terenu, jego doświetlenie, czy zrobienie innych działań. Jeśli spowodować byśmy aby inni ludzie chcieli tam być, wytworzyłoby się zjawisko społeczne, coś na zasadzie „oczu tłumu”. To pewien rodzaj kontroli społecznej. Im więcej użytkowników tym mniej złych rzeczy może się wydarzyć, ponieważ jest więcej świadków. Jeśli więc byłoby tam więcej doświetlonych ławek, na miejscu byłaby czysto i przyjemnie, prawdopodobnie mniej byłoby tam czynów zabronionych. Nie dowiemy się tego, ponieważ łatwiejszym rozwiązaniem jest wyjęcie szczebelków i pozostawienie jedynie dwóch ławek.
W roku dwa tysiące dziewiątym mieszkam na Shoreditch. W tym czasie m trwał tam Boom Street Art-owy. Było tam dużo hipsterskich knajp i murali. To przewróciło mi myśl o moich wcześniejszych działaniach. Kiedy wróciłam do Polski na święta, zastanawiam się co dalej. Czy wracać do Londynu, czy zostać w Polsce? Kiedyś wydawało mi się, że Nowy York jest moim miejscem, kiedy pojechałam tam po uczelni na miesiąc, okazało się, że to miasto zupełnie mi nie przypadło do gustu. W żaden sposób nie pasowało do moich wyobrażeń o nim. Amerykanie są rewelacyjni w PR i ciężko było dorównać rzeczywistości, temu, co zbudowałam w swoich wyobrażeniach. Przyjechałam do Polski na święta, poszłam odwiedzić znajomych, którzy pracowali w Dalmorze. Okazało się, że wielu moich znajomych zajmuje się fantastycznymi rzeczami. Są grafikami, robią wideo. Zdałam sobie sprawę, że to jest dopiero wschodzący, kreatywny przemysł. Nie chciałam już wracać do Londynu wypracować agencje PR i wkuwać, która córka, jakiego Lorda jest istotna. To jest coś, co Brytyjczycy, wiedzą od urodzenia. Jeśli przyjeżdżasz innej kultury, to z jednej strony nie chcesz sobie tym realnie zaprzątać głowy, a z drugiej strony, aby być częścią społeczeństwa musisz się w tym odnajdywać. Zwłaszcza jeśli twoja praca polega na komunikowaniu rzeczy, akcji i produktów do tego społeczeństwa. Musisz się na tym znać. Postanawiam zostać w Polsce i rozwijać się w Dalmorze.
Monika: Na pewno tak byłoby łatwiej, skupić się na tworzeniu i mieć kogoś, kto za ciebie będzie pokazywał twoją twórczość światu. Analogicznym przykładem jest nasz znajomy, który pracuje w Warszawie i doradza różnego rodzaju instytucją i NGOS. Ostatnio doradzał studiu graficznemu, w którym jest dwóch współzałożycieli grafików, którzy chcieli rozwijać w studio. Jego pierwszą radą było to, aby nie zatrudniali kolejnego grafika. Kilku grafików to nie studio graficzne, mówił, wy potrzebujecie księgowego, marketingowca i ludzi, którzy mają inne kompetencje, aby ten zespół uzupełniać. Nie chodzi o duplikowanie twoich umiejętności. Dlatego mamy Michała, który ma świetny dar do rozmów z ludźmi i on zajmuje się pozyskiwaniem partnerstwa, sponsorów. Jest Jacek, który jest kuratorem i projektantem. Mamy też trzyosobowy zespół projektowy, który zajmuje się robieniem rzeczy wizualnych i mamy też projektantów zewnętrznych. Jest też Natalia, która zajmuje się tymi tematami bardziej miękkimi, edukacja i marketingiem. Jest dziennikarką i jest po kulturoznawstwie. Dlatego też niedługo ruszamy z własnym blogiem. Gosia, która jest menadżerką, zajmuje się konsultacjami społecznymi. Talenty i umiejętności w naszym zespole są bardzo różne i zanim dołączyło do nas tylu grafików, powiększyliśmy ten zespół i korzystaliśmy z umiejętności studiów projektowych z całego kraju. Natomiast w samym naszym zarządzie był tylko jeden projektant, chociaż jesteśmy znani z tego, że zajmiemy się właśnie projektami.
Monika: Dziękuję, miło to słyszeć.
Monika: Każdy wydział to inna historia, bo już mamy wydeptane swoje ścieżki. Dostajemy też bardzo dużo wsparcia Maja Wagner, która teraz została naczelniczką wydziału kultury, ją poznaliśmy już dwa tysiące dwunastym roku i okazała się dla nas świetnym wsparciem, kiedy mieliśmy komisję kultury. Tam musieliśmy przekonywać do naszych prac wszystkich po kolei po to, aby na końcu przekonać prezydenta. To super, bo nasz prezydent jest bardzo otwarty i myśli przyszłościowo i ten pomysł, który przedstawiliśmy mu w dwa tysiące dwunastym w już zmodyfikowanej i dużo fajniejszej wersji realizujemy dotąd. Zmieniliśmy się w biennale cały czas ten festiwal i nasz pomysł na działania ewoluuje. Na pewno darzymy się dużym zaufaniem i nigdy nie mieliśmy przypadku interwencji ze strony miasta ani nikt nie narzucał nam swojej wizji. Domyślam się, że faktycznie dla wielu osób i kontakt z Urzędem może być niełatwo. Teraz w urzędach zaczyna pojawiać się też coraz więcej młodych osób, oni zaczynają funkcjonować też w polityce, więc wydaje mi się, że te struktury też przestają być tak bardzo skostniałe.
Monika: Na szczęście u nas rozkłada się to na parę osób. Coś robi Michał coś robię ja. Ja też jestem bardzo zadaniowa. Zawsze się śmiejemy, że na początku realizowaliśmy te festiwale, ponieważ nie wiedzieliśmy, że jest to niemożliwe, w związku z tym po prostu robiliśmy swoje. Nie było np. plastyka miejskiego, często konsultowaliśmy to z konserwatorem, a czasem też mieliśmy pracę, z których sami nie byliśmy zadowoleni, potem je zamalowywaliśmy. Byliśmy napędzani taką
małoletnią siłą, bo ktoś nam zaufał, bo udało nam się otrzymać dofinansowanie. Mogliśmy więc robić fajne rzeczy i zapraszać świetne osoby. Na początku z Polski, później też ze świata. Harowaliśmy po wiele, wiele godzin. Jeśli ktoś mówił, że czegoś się nie da, to po prostu wzruszaliśmy ramionami i to robiliśmy. Jacek tak samo, jak Michał ma tę umiejętność rozmawiania z ludźmi. Jeśli czegoś chcą, będą tak długo chodzić i rozmawiać aż w końcu to wy walczą. Są przy tym też bardzo uparci i więc np. zdobywanie ścian, dla mnie jest umiejętnością praktycznie niedostępną, dla nich jest bardzo łatwe. Tak samo z innymi rzeczami więc mamy dobry zestaw umiejętności i wzajemnie się napędza, my robimy takie rzeczy na płaszczyznach cztery. Czy też polach, które nie są popularne. Często przecieramy też szlaki i uczymy się nowych rzeczy.
Monika: Zgoda to jest już rok dwa tysiące czternasty, a działaliśmy od dwa tysiące jedenastego, robiąc 10 murali na 10 ścianach w Trójmieście. To było przy współpracy z SKM, większość tych ścian była w okolicy SKM i wtedy dyrektorem marketingu był Marcin Głuszek, który jest bardzo fajnym człowiekiem. Ostatnio z nim rozmawiałam i myślałam o tym, jak bardzo nasza współpraca była przyszłościowa. Wtedy to się wszystko zaczynało, a później wiele lat wspólnie spędziliśmy, zdobiąc te okolice SKM. Wtedy szukaliśmy pieniędzy, bo nie mieliśmy żadnego finansowania. To był ten pierwszy rok, kiedy wróciłam z Londynu. Jacek nakreślił mi ten pomysł, chcieliśmy robić festiwal, staraliśmy się, o którego grant nie dostaliśmy no i stworzyliśmy na szybko ofertę, zupełnie nie wiedząc Jak to robić. Miesiąc po dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata, wysłaliśmy oferty w kilka miejsc i odezwał się Teatr Wybrzeże. Oni zdecydowali się sfinansować te murale pod warunkiem, że kilka z nich będzie nawiązywało do sztuki teatralnej. Robiliśmy to ogólnie siłami lokalnych artystów, ponieważ nie mieliśmy budżetu na ściąganie ludzi spoza Trójmiasta.
Monika: Nie, zrobiliśmy na szybko jakąś listę miejsc, które mogłyby nam pomóc. Na pewno było tam miasta. Myślę, że na pewno firma związane z farbami, ale już wtedy Jacek miał współpracę,więc dostaliśmy barter na farby, odpadł nam w dużej mierze koszty farb. Chodziło wynagrodzenia dla artystów, sprzęt malarski. Po prostu wymyśliliśmy parę firm i nie będę propsowała tych, które nigdy nam nie odpowiedziała i pewnie też w jakiś sposób myślimy o instytucjach kultury, ponieważ kultura i sztuka idą w parze i udało się z teatrem Wybrzerze, co było dla nas nie nada sukcesem. Później poznaliśmy już Maję Wagner, starając się dostać do prezydenta miasta Gdyni i podobało się to, co robiliśmy podczas pierwszego festiwalu więc zaufała nam w ten projekt. Byliśmy na komisja kultury, przekonywaliśmy do siebie kolejnych urzędników. Musieliśmy też przejść przez wydział kultury, różnych radnych i w ostateczności trafiliśmy do prezydenta. Powiedzieć mu co chcielibyśmy zrealizować, jakie ściany jakie osoby jakie nazwiska. Na pewno pomagało to, że z Gdyni był też Mariusz Gwara city, który był już znany na świecie, ale nie miał w Gdyni swojego muralu. Udało nam się dostać finansowanie od miasta na festiwal, który mamy do dziś. Od pewnego czasu ty z biennale, czyli festiwal dwuletni. Był dwutysięcznym osiemnastym jak będzie dwudziestym.
Monika: Tak, tam nigdy nie wiesz, co się do ciebie przysiądzie i z kim przyjdzie Ci zjeść obiad.
Moniko: nie robiliśmy badania po realizacji baru mlecznego słonecznego, ale kiedy mieliśmy i zrobić od kolejną realizację to był Żłobek Niezapominajka doszliśmy dwutorowo i z jednej strony naszym fotografem i Polskę w poszukiwaniu rodzaje dodał architekturze modernistycznej myśleć o tym co będziemy robić. To była taka kurator skoro go o tym, że zaprezentujemy natomiast ja się skupiłam na tym aby stworzyć badania zadzwonią badawczą inny format. Przeczytaliśmy ludzi w różnych grupach wiekowych w ramach badań jakościowych. Spacerowaliśmy od dworca ulicą Starowiejską ją Grahama i zabijać ludzi w okolicy by trafić do info boksu i tam zaprezentować im nasze dotychczasowe prace. Pytaliśmy o to co im się w przestrzeni miasta podoba, Ty mi się nie podobało jakie elementy, jakie rodzi wyobrażenia i dlaczego.
Monika: Nie robiliśmy badania po realizacji Baru Mlecznego Słonecznego, ale kiedy mieliśmy zrobić kolejną realizację, to był Żłobek Niezapominajka. Poszliśmy dwutorowo i z jednej strony Michał z naszym fotografem pojechał w Polskę ,w poszukiwaniu inspiracji w architekturze modernistycznej myśląc o tym co będziemy robić. To była taka kuratorska wyprawa, z myślą o tym co zaprezentujemy. Natomiast ja się skupiłam na tym, aby stworzyć badania wraz z firmą badawczą „Inny format”. Przepytaliśmy ludzi w różnych grupach wiekowych w ramach badań jakościowych. Spacerowaliśmy od dworca ulicą Starowiejską, Abrahama i zawijaliśmy w okolicy info boksu i tam zaprezentować im nasze dotychczasowe prace. Pytaliśmy o to, co im się w przestrzeni miasta podoba, co mi się nie podobało, jakie elementy rodziły jakie wyobrażenia i dlaczego. Prezentowaliśmy nasze dotychczasowe projekty, pytając o to i prezentowaliśmy nasze projekty na terenie miasta.
Wtedy okazało się, że szyldy miała najlepszy odbiór społeczny, ale ludzie sami też sugerowali, co byłoby dla niej przydatne. Efektem tego były lampy, które zrealizowaliśmy na ulicy Zgoda i które realizujemy od czasu do czasu teraz. Mieszkańcy mówili, że przydałaby im się elementy orientacyjne, najlepiej podświetlone, które pomagałaby mi się zlokalizować. Zaczęliśmy robić lampy, które miały zawarte w sobie numer i nazwę ulicy. Nie dość, że oświetlają przestrzeń, to pomagają się zlokalizować. To była odpowiedź na to, co mieszkańcy mówili. Mówi też o odnawianiu kamienic. To też zaczęliśmy robić, robiliśmy to już wcześniej, odnawiając blok na ul. Lelewela i rozwalając tym internet, ponieważ to miało zasięg jak żadna nasza inna realizacja. Głównie skupiła się ten odmalowaniu bloku i narysowania na nim siatki, która odzwierciedlała podziały architektoniczne. Tylko, zamiast malować go na pastelowy kolor, ten blok stał się biały. Dostaliśmy za to nagrodę i to wzbudziło bardzo dużo zainteresowanie mediów. Ten odzew był dosyć niespodziewany, ale wiele też mówią naszej przestrzeni.
Monika: Bardziej chodzi o to, jak te kolory wyglądają w masie i o to, jak wygląda jeden żółty blok obok jednego różowego Tym bardziej, jeśli te farby są słabej jakości, nie będą starzeć się lepiej niż dobra biała farba. W takiej masie te róże czy żółcie dodatkowo zaczynają wyglądać infantylnie. Architektura niekoniecznie została stworzona po to, aby wyglądała zabawowo i cukierkowo. Były takie sytuacje, kiedy realizowaliśmy szyldy i dopiero w momencie, kiedy odmalowaliśmy przestrzeń, można było zauważyć, że całość jest jednym budynkiem. Każdy zakład miał odmalowane ściany lekko innym odcieniu lub zupełnie innym kolorze. Każdy dbał o swój fragment elewacji i nikt nie myślał o budynku jako spójnej całości. Wiele kolorów, wiele szyldów, wiele reklam i samochodów, do tego wąskie chodniki w ten sposób wyglądają polskie ulice. Każdy z tych elementów jest czymś, co staramy się w jaki sposób zmieniać. Staramy się robić to, nie piętnując, raczej pokazując dobry przykład i promując dobry przykład. Informacje o tym niosą się dalej, inne osoby starające otworzyć własny biznes, czy takie, które już ten biznes mają, ale chcą coś zmienić, myślą o tym.
Monika: Raczej nie często ktoś realnie przykłada się do edukacji w szkole. Plastyka jest traktowana po macoszemu. Myśleliśmy o takim programie, na razie go nie zrealizowaliśmy, czyli o edukacji nauczycieli plastyki. Rozumiem, że edukowanie ich zdecydowanie zwiększyć zakres docierania do uczniów. To pozwoli budzić nich pewnego rodzaju wrażliwość estetyczną. Prowadziliśmy nieraz warsztaty plastyczne czy około plastyczne w Tu Baza w Orłowie. Zapraszaliśmy różnego rodzaju grafików, którzy robili zajęcia dla dzieciaków. My znowu dosyć często występujemy w gdańsku na ASP czy na uniwersytecie Gdańskim. W kontekście naszego bloga myślimy też o tym aby mieć miejsce na wysyłanie bardziej pogłębionego komunikatu i przekazu na temat tych działań, które robimy. Też w kontekście tego wątku edukacyjnego. Na ten moment nie planujemy robienia webinarów. Równocześnie działając w mediach, które do tej pory mamy do swojej dyspozycji to ani Facebook, ani Instagram nie dają przestrzenie na przekazywanie pogłębionej dawki wiedzy. Na tę wiedzę jest bardzo duże zapotrzebowanie. Działamy z Trójmiasta i zastanawiamy się jak z tym przekazem, jak z tym know-how wychodzić poza lokalne środowisko.
Podoba Ci się ten odcinek? Posłuchaj rozmowy Gdyńską artystką Dominiką Suprun!
Monika: “Żeby było ładnie” to jest tytuł książki Sebastiana Frąckiewicza. Dla mnie najbardziej atrakcyjne jest poczucie sprawczości. Teraz popularne jest podejście narzekania, często coś nam się nie podoba, ale rzadko przychodzimy do tego kolejnego etapu, aby coś zmieniać. Jeśli już zaczynamy coś zmieniać, to spotykamy ludzi, którzy kwestionują, to co robimy. Tak było u nas na początku. Wydaje mi się, że tak samo jest, teraz kiedy narzekam na polityka, wcale nie chętnie idziemy głosować. Wyrośliśmy z takiej idei, takiej zajawki, aby robić rzeczy i wpływać na przestrzeń publiczną i jednocześnie zarażać tym innych ludzi. Kiedy widzimy naszych wolontariuszy z dwa tysiące trzynastego roku, jak kończę uczelnię artystycznej no w kierunku zmieniania przestrzeni. Odzywa ją się do nas studenci uczelni, ponieważ zachodzą zmiany, coś się w tej przestrzeni ruszyło i oni też chcą być częścią tego. Pewnie pewne rzeczy ciężko zmieniać systemowo, ale de facto to my kształtujemy naszą przestrzeń. To jest dla mnie Motor napędowy. Wiem, że pewne decyzje mają bardzo duże konsekwencje. Warto się zastanowić, jaką chcemy tworzyć rzeczywistość.
Monika: O poczucie sprawczości, komunikowanie rzeczy, które są moim zdaniem wartościowe i chcę poświęcać swój czas i energię na propagowanie tego typu idei. Zupełnie komercyjnie mam agencje PR gdzie też komunikuję i podejmuje współpracę z takimi klientami, którzy mają ciekawe produkty, ciekawe firmy. W dużej mierze chodzi o to, że wybieram rzeczy, które są dla mnie ważne i uważam je za wartościowe. Wiem, że to są ludzie, którzy robią fajne i wartościowe rzeczy, zależy mi na tym, aby inne osoby o tym wiedziały. W tym widzę swoją rolę. Wracałam do tego prowadzenia bloga, kiedyś usunęłam siebie z tego równania i staram się, żeby jak najwięcej ludzi dowiedziało się o fajnych rzeczach.
W tym odcinku spotykamy się aby porozmawiać o popkulturze. Będzie więc o:
W ramach dygresji i nawiązań wspominamy:
Film “Jedna ręka nie klaszcze”
Serial South Park
Film “Bękarty Wojny”
Komiksy “Berlin. Miasto z kamieni” i “Berlin. Miasto z papieru“
Komiks “Mause“
…trzyodcinkowy program Netflixa “Inside Bills Brain“. Mowa tu o mózgu Billa Gatesa. W jego wnętrzu możemy znaleźć międzyinnymi uwielbienie dla Vaclava Smila i jego książek.
https://www.youtube.com/watch?v=aCv29JKmHNY&t=1sZatrzymujemy się na chwilę przy książce o pasjonującym tytule “Energy&civilization history“
Przypominamy książkę “A man on the moon“
Zachęcamy do posłuchania podcastu “13 Minutes to the moon“
Film: “Fanatyk”
Film “Midsomar”
Nie byłabym sobą gdybym nie dodała tutaj wyznania miłości dla Kahnemana i jego “O myśleniu szybkim i wolnym”
Z luźnych i radosnych czytelniczych uniesień polecam “Pastrami“, “Emigranci” i nie polecam “O psach”
Można też grać w Fort night i call of duty. W dużo rzeczy można grać ale nie o wszystkich mówimy.
Ta rozmowa miała miejsce prawie rok temu, ale dalej jest niesamowicie aktualna. Z jednej strony mnie to cieszy, szkoda byłoby zmarnować tak ciekawy odcinek. Z drugiej niestety mnie to trochę smuci. Chciałabym, aby kilka spraw się zdezaktualizowało. Rozmawiamy o kobiecych biznesach i o tym, jak są postrzegane. Pytam, dlaczego Ewelina adresuje swoje produkty do kobiet i to właśnie je głównie uczy tworzenia stron internetowych w WordPress.
Poniżej znajdziecie transkrypcję odcinka.
Ewelina: Zaczęłam od robienia stron dla innych, potem odkryłam, że bardzo lubię uczyć jak strony obsługiwać. Równolegle też rozwijałam swoją firmę, wyszłam społeczność kobiet, które rozwijają firmy i zdałam sobie sprawę z tego ile dziewczyn zatrzymuje się na etapie robienia strony internetowej. Zupełnie spontanicznie założyłam na Facebooku grupę GWWP. Bardzo dużo pytań się powtarzało i nie chciałam na nie za każdym razem odpowiadać, łatwiej było odpowiedzieć raz na blogu. W ten post sposób powstał blogGirlls Who WP, więc tak można powiedzieć, że od tego wszystko się zaczęło.
Ewelina: chce pomóc dziewczyną w szybkim zrobieniu strony internetowej, aby rozwijały swoje biznesy. Więc tutaj wszystko zależy od interpretacji. A takim panem mogę jedynie polecić, aby wzięli sprawy w swoje ręce.
Ewelina: To jest to, obracałam się w grupie kobiet związanych z latającą szkołą biznesu. Ta grupa skupia się na kobietach. Kulturowo jest tak, że kobiety robią pewne rzeczy, których mężczyźnie nie robią i to sprawia, że ich życie wygląda w ten ani inny sposób. Generuje to inne problemy, pewne oczekiwania i mam wrażenie, że jednak dziewczyny troszkę inaczej w pewnych momentach podchodziły do stron. Być może bałeś się niepotrzebnie, nie miały takiego powera. Skupiłam się więc na tym aby wspomóc je też psychologicznie. Powiedzieć im: nie bójcie się, odważcie się, wordpress nie gryzie. Uczę rzeczy technicznych i też mocno chce dawać dziewczyną kopa motywacyjnego. Sprawić, aby nie bały się odkrywać nowe rzeczy poprzez świat IT.
Ewelina: Widzisz, mnie to przeciągało, trochę przypadek. W szkole spodobało mi się to, że mówiło się tam o pieniądzach. A mam wrażenie że dalej mało się o tym mówi. Kiedy poznałam Agatę jakieś sześć lat temu ona jako jedna z niewielu dziewczyn mówiła: “Hej! biznes jest po to aby zarabiać, masz mieć w ręce kalkulator”. To mnie bardzo przeciągnęło, to racjonalne i przedsiębiorczy spojrzenie. Nie było w tym skupiania się na stereotypowym podejściu do “kobiecych biznesów” i powielania stereotypów o tym, że kobiety mają być opiekunkami i niańkami. Kobiety mają też zarabiać dobre pieniądze. Nie bez znaczenia było to, że Agata jak każda liderka ma cechy, które przyciągają. Mnie właśnie do tej szkoły przeciągnęła.
Ewelina: Studiowałam Politykę Społeczną w Warszawie. Jestem mgr. politologii. Potem byłam sekretarką w agencji PRowej, potem Junior projekt menadżerką agencji PR, po trzech latach zdałam sobie sprawę, że nie chce być już senior projekt Managerką. Nie widziałam się w roli tych osób, które były nade mną, nie widziałam się też w tej branży. Równolegle rozwijałam się jako fotografka. Chciałam być fotografką mody. Bardzo mnie to interesowało, portretowania ludzi, przebieranie ich i stylizowanie. Organizowałam samodzielnie takie sesje. Przyszedł ten moment, kiedy musiałam sama zrobić sobie stronę internetową. Robienie tej strony wciągnęło mnie tak bardzo, że porzuciłam fotografię i rozwijałam stronę. Tak się zaczęła moja przygoda z WordPressem, internetem. Stałam się samodzielnym Frontend Developerem.
Ewelina: Nie, tak nie było, uczyłam się po godzinach wszystkiego. Jadąc do pracy w autobusie czytałam tourtorial. Wracając z pracy też czytałam. Weekend miałam całe zajęte nauką. Grzebałam przy swoich stronach, budowałam je, rozwalałam. Potem szukałam już klientów, bo chciałam iść w tym kierunku i wtedy właśnie zmieniłam branżę. Z agencji PR przyszłam do agencji UX. Poszłam też na studia UX Designer. Ze stu chętnych do agencji UX dostały tylko dwie osoby. Bardzo się wtedy cieszyłam, taki był mój plan i tego właśnie chciałam. Dzięki tym studiom chciałam właśnie zmienić branżę. Będąc już w tej nowej branży, zorientowałam się, że tak naprawdę nie widzę się w pracy u innych. Mam swoje projekty chcę je realizować, jestem dosyć sprawcza w tym co sobie wymyślam. W ten sposób w dwa tysiące czternastym założyłam własną firmę. W tym samym czasie powstało też Girls Who WP. To wszystko działo się bardzo szybko.
Ewelina: Wcześniej, dużo wcześniej. I już wiedziałam, że chce się uczyć i rozwijać się w tym kierunku.
Ewelina: Dużo o tym mówiłam wszystkim dookoła. Fajnie jest wyjść w tym co się robi do innych. Ludzie wtedy sami zaczęli się zgłaszać. Najpierw byli to znajomi, potem mnie rekomendowali. Co do obaw — nie miałam żadnych. Robiłam to dobrze, więc od początku brałam za to pieniądze.
Ewelina: Tak, z tym że ja nie wierzę w to, że trzeba mieć jakiś papier. Bardzo dużo się uczyłam i to jest dla mnie taka największa walidacja, że widzę, że to, co robię działa. Nigdy nie byłam w tej grupie ludzi, która uważała, że aby coś robić trzeba mieć na to papier.
Ewelina: Tak, dzięki tej szkole dostałam pracę, poznałam ludzi z branży UX i do tej pory śledzę jak się rozwija to wszystko. UX pozwolił mi poznać narzędzia, które do dziś stosuje w swojej firmie i w sposobie, w jaki ją rozwijam. Kładę duży nacisk na badania i analizowanie potrzeb klienta. To są wszystko narzędzia UX.
Ewelina: Takie najprostsze wytłumaczeniem jest projektowanie doświadczeń. Najpierw jednak trzeba się dowiedzieć czym dla twoich klientów jest pozytywne doświadczenie. Jakie ma negatywne doświadczenia i dlaczego coś tworzymy. Dlatego ja np. cały czas zastanawiam się jak ma wyglądać wsparcie u mnie w kursie. Staramy się sprawdzić w procesie robienia stron gdzie jest najwięcej problemów gdzie jest spadek nastroju, co sprawia, że użytkownik jest w dobrym nastroju. Co z może zmotywować kursanta do dalszej pracy. Ja, aby się tego dowiedzieć zadaje pytania, wchodzę w interakcje z kursantami, wysyłając maila zachęcam do odpisywania. Mamy ścieżkę tak zaprojektowana, aby móc wejść w interakcje w dużym kursie z dużą ilością uczestników.
Ewelina: Nie wiem szczegó to wynika ale byłam mocno zdesperowana tym w jaki sposób ludzie zarządzają projektami których jestem, czułam się też niedoceniona, ponieważ jak widać ogarniam a osoby z którymi współpracowałam nie do końca to zauważały. Dlatego dla mnie były to głównie minusy i z moich obserwacji wynikało, że jedyne rozwiązanie to założyć własną firmę i się sprawdzić, czy mam rację, czy nie mam racji. Przy tym miałam też wsparcie mojej mamy, mój tata miał firmę. Nie ma może u mnie dłużej historii przedsiębiorczości rodzinie, ale gdzieś wiedziałam, że jest to możliwe dlatego też taka decyzja zapadła. Czułam, że mam wsparcie bliskich, którzy mówili ok to załóż firmę, najwyżej nie wyjdzie to wtedy ją zamkniesz. Warto też powiedzieć o tym, że miałam wtedy Oszczędności. Od początku współpracy zorganizowałam w ten sposób, aby obserwować swoje dochody i nawet jeśli zrezygnuje z pracy na etacie być w stanie utrzymać się przez trzy miesiące. To też dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Bo jest to jakiś Szok, kiedy rezygnujesz z pracy i nie masz stałej Francji, która jest oczywista Budzisz się rano ze świadomością, że nie musisz biec na autobus i cały dzień należy do ciebie, ale też odpowiedzialność za twój dzień i twoje konto należy do ciebie. Warto więc wtedy być przygotowanym, bo takie obciążenie działa na psychikę.
Ewelina: najpierw myślałam o byciu freelancerem. Tak naprawdę nie lubię tego tak nazywać .Wolałam być małym przedsiębiorcom. Freelancer ma trochę pejoratywne znaczenie kojarzy się z kimś kto trochę nie ogarnia, trochę oddaje na ostatnią chwilę. Ja chciałam budować wizerunek osoby odpowiedzialnej i zawsze wychodziłam z umową nawet przy małych współpracach. Byłam naprawdę przygotowana, i chyba to przygotowania też dawało mi wiarę w to, że to się musi udać.
Ewelina: Nie wiem, pewnie był to mix przygotowania i przcyiągania odpowiednio wypłacalnych klientów. Mam taką zasadę i wydaje mi się to ważne, że jeśli ktoś chce pracować z firmami ja blokowałem terminy dopiero wtedy kiedy dostałam 50% zaliczki i wtedy podpisywałam umowę już w umowie był Dokładny kalendarz informacji o tym co robimy i kiedy. Nie pozwalałam sobie na pracę z kimś kto jest nie wypłacalny. To dawało mi poczucie bezpieczeństwa, bo miałam z tą płynność finansową i od razu usuwałam klientów, którzy wiem, żeby mi nie zapłacili lub musiałabym na płatność czekać i wiedziałabym i wiedziałam, że budowałaby się we mnie taka frustracja irytacja. Wydaje mi się organizacja firmy nie tylko umiejętności, które sprzedajemy, ale sama umiejętność prowadzenia firmy, jest to Kluczowa. Do tej pory mam taką zakładkę na stronie internetowej dla osób, które uczą się budować swoje strony, aby mogła zobaczyć jak to wyglądało u mnie na początku biznesu. Jest to /Współpraca tam jest opisany proces i sposób, w jaki pracuje. Mnie się nie zdarzyło klient, którymi nie zapłacił. Termin płatności faktury miałam dwa dni nie miesiąc.
Ewelina: Przecież to jest jakieś chore.
Ewelina: Tylko po co tak mówić, przecież można robić inaczej.
Ewelina: Tego nauczyła mnie pracowała gencji, agencja pozwala sobie na bardzo wiele w kontaktach i to nie dawał nic dobrego. Dużo wyniosłam w pracy u innych, głównie informacje o tym, jak swojego biznesu nie chce prowadzić. Nie widzę też powodu aby marnować czas, dlaczego ktoś ma mi pisać głupoty. Kiedyś przyjęłam strategię nie będę odpisywać na bezsensowne maila. Nie będę też odpisywać, kiedy widzę, że ktoś jest od początku nieprzygotowany. To nie wróży nic dobrego. Marnujemy czas moje klienta. Dlatego na pewnym etapie stworzyłam taką zakładkę… Nie chce też aby ktoś marnował czas mojego zespołu, ich wczas też jest bardzo ważny.
Ewelina: Bardzo szybko. Po pół roku prowadzenia kursu zaczęłam szukać pierwszej osoby do współpracy. Robiąc strony dla innych robiłam wszystko sama. Miałam tylko księgową. Już wtedy było to bardzo wiele pracy, ale kiedy pojawił się kurs i bardzo dużo klientów wiedziałam już, że potrzebuje pomocy. Zarówno logistycznej, jak i w ogarnianiu tego wszystkiego. Nawet na maila z zapytaniem o sposób odzyskania hasła do kursu ktoś musi odpowiadać. Kurs jest duży a wiele osób oczekuję aby ich trochę po nawigować. Przez długi czas to byłam tylko ja i Magda, w zeszłym roku zrobiłam kolejną rekrutację i moim celem było zatrudnić jedną nową osobę, ale już na etapie rekrutacji zaczęłam rozdzielać pracę i zdałam sobie sprawę, że się zatrudnia tylko jedną osobę to wszystko wciąż będzie się działo zbyt wolno. W ten sposób zatrudniłam dwie osoby. Teraz mamy już cztery osoby a przy niektórych projektach z wspomaga nas Coach.
Ewelina: Tak, cztery lata temu w czerwcu pojawił się pierwszy kurs WP dla zielonych.
Ewelina: tak pierwszy by Michał Szafrański, potem ola Budzyńska i mój kurs. To były same początki.
Ewelina: To było jeszcze inaczej. Najpierw robią warsztaty to było jednodniowe warsztaty wordpre się. Maksymalnie 10 osób moim celem było zrobić stronę z uczestnikami kursu. Dlatego grupa była mała abym miała czas dla każdego. Był przygotowany program, miałam przygotowane PDF-y. Niestety po tych warsztatach wychodziłam z przekonaniem, że uczestnicy nie są samodzielni. Mają rozgrzebany stronę internetową, postawione WordPress, ma informacje o serwerze, ale do samodzielności jest jeszcze bardzo długa droga. Czułam niedosyt i szukałam sposobu aby usamodzielnić kursanta. To stało się moim głównym celem. Na chwilę obecną w kursie mamy dwa cele. Samo postawienie strony oraz usamodzielnienia. Aktualnie wprowadzamy małe zmiany aby dołożyć do tego trzeci cel. Wiedziałam, że nie chce PDF ów, nie wstydzę się mówić do mikrofonu i do kamery, nie lubię pisać dlatego najlepszym rozwiązaniem były tótoriale. W ten sposób w mojej głowie zrodził się pomysł na kurs online. Z potrzeby. I później przez pół roku robiłam ten kurs.
Ewelina: Byłoby fajnie, gdyby to tak wyglądało.Dobrze jest dać sobie deadline. To było dużo mazania po kartkach, ustalania ścieżek nauki. To jest temat wielu wątków więc pierwszej kolejności musiałam to rozpisać poukładać, zmieniać kolejność. W międzyczasie też sama musiałam się nauczyć jak taki kurs zbudować, jaką platformę wybrać. Wtedy byliśmy w Polsce jeszcze mocne ograniczenia. Większość prac poodpadała na etapie ustalania płatności. Przetestowałam masę różnych systemów, ale problemy pojawiały się, kiedy wiedziałam, że mało kto zapłaci w Polsce PayPal am. Musiałam więc szukać innej platformy która obsługuje inne rodzaje płatności. Na początku było to więc dużo określenia, Nagrywania scenariuszy do pisania scenariuszy nagrywania filmu. Równolegle też robiłam zlecenia dla innych. Zaczęłam pracę w grudniu 2014, a kurs opublikowałam 10 czerwca 2015. Tej daty nie zapomnę, ponieważ był tak wielki stres. W kwietniu stwierdziłam, że muszę zrezygnować ze wszystkich klientów prywatnych, bo nie dam rady robić dwóch rzeczy równocześnie, w ten sposób nigdy nie skończyłabym kursu. Prowadziłam już aktywną sprzedaż, informowałam, że kurs wystartuje w czerwcu. To jest dobre posunięcie, dobrze jest wcześniej informować o planowanej sprzedaży produktu aby potem szybko móc sprzedawać i monetyzować. W kwietniu więc wszystko po wycinałam, po zamykam projekty i pracowałam tylko i wyłącznie nad kursem. Pracowałam w dzień w dzień. Najpierw cztery 6 h a im bliżej czerwca tym części po 10 po 12. Kiedy rusza kurs miałam zero złotych na koncie, byłam wyzerowana z jakiegokolwiek uśmiechu, radości, nienawidziłam już tego kursu.
Ewelina: Ja wiedziałam że uda mi się ten kurs skończyć tylko zrobiłam to kosztem zdrowia.
Ewelina: W poniedziałek ruszyła sprzedaż a w czwartek dostałam już pierwszą zrobione już stronę. Byłam w szoku wtedy już miałam pewność że kurs działa. Siedziałam i raz mi się robiło zimno raz gorąco. Pamiętam ten moment siedziałam na kanapie o 6 rano bo to była kumulacja emocji i radość i potwierdzenie, że faktycznie to działa.
Ewelina: Wiesz, ja też wtedy dużo zarobiłam. W pierwszej kolejności chciałam oddać te pieniądze, nie wiedziałam, czy ludzie, którzy kupili kurs faktycznie go zrobią. Ja nie testowałam tego produktu wcześniej. Robiłam warsztaty, uczyłam Nagar schło rt press ale jednak nie przekazywałam tej wiedzy tak zbiorowo.
Ewelina: nie, a polecam to zrobić. Pozwoliłoby mi to zaoszczędzić wiele stresu.
Ewelina: Najwięcej czasu ja i mój zespół poświęcam na pracę z naszym obecnym klientem. Ta relacja buduje się stopniowo, kiedy ludzie słuchają mnie w kursie. Mam wrażenie, że w ten sposób część osób się ze mną za przyjaźnią. Być może polubili mnie już wcześniej, bo staram się nie wciskać kitu, stawiać jasne reguły. Wydaje mi się, że to też zmniejsza ryzyko rozczarowania.
Ewelina: Kilka rzeczy. Pierwszy jest taki mój bardzo prywatne. Lubię bardzo dużo wolności w ciągu dnia, kurs pozwala mi tak zarządzać swoim dniem jak chce. Sama zarządzam swoim kalendarzem, nie byłabym już w stanie pracować tak jak kiedyś w agencji, kiedy ktoś układa mój harmonogram dnia. Lubię sama układać swoje plany dlatego lubię być szefową. Druga to faktycznie możliwość pomagania innym, to, że widzę efekty. To, że dostaję maila z informacją, że kursantka zrobiła już dwie strony a teraz uczy syna w jaki sposób robić strony to jest niesamowite uczucie. Są to więc moje dwa motywatory. Dla mnie jest naprawdę bardzo ważne aby dziewczyna biorące udział w kursie Naprawdę się odważyły i później przeniosły swoją uwagę na rozwijanie biznesu. Bo strona ma być to narzędziem do rozwijania. Chce więc aby osoba dołączyła do kursu, U samodzielni wa się i nie chcesz być więcej potrzebne.
Ewelina: Nie już teraz nie. Kto mógłby mi coś takiego zarzucić. Ale nie boję się tego bo faktycznie to lubię.
Ewelina: Skupiłabym się na rozwiązaniu czegoś problemu. Czyli jeśli chcesz szybciej zrobić to i to, przejść z punktu A do punktu B, to mój produkt ci na to pozwoli.
Ewelina: Nie boję się tego. Nie pokonam tej drogi od strachu do odwagi więc nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie.Staram się skupiać na tym, że kurs rozwiązuje problemy. I naprawdę ten problem rozwiązujemy. Nie wciskam Kitów, cały czas udoskonalam kurs, chcemy aby stronę dało się zbudować jeszcze szybciej. Traktujemy niemoc zrobienia stronę jako problem, zwracamy się do ludzi, którzy są przytłoczeni ilością tourtoriali, wpisów na blogu a my mówimy “Hej! Mamy produkt, który ci pomoże usystematyzować wiedzę. Opracowaliśmy chronologię modułów i webinary. Moim zdaniem najlepszą opcją jest koncentrację na tym, komu i w czym pomagasz.
Ewelina: Tak, faktycznie to nie jest mój styl.
Ewelina: To się wydaje proste przepisem na depresję. Staram się odcinać od tego. Wydaje mi się, że najważniejsze to jest żyć zgodnie zgodzie ze sobą. Moje założenie było takie, że Firma chce prowadzić przez bardzo wiele lat. Nie uda mi się przez 20 lat udawać kogoś innego. To nie ma szans się udać. Raczej wsłuchuję się w siebie, wolę się skupić na konkretnych informacjach, które wam do przekazania i tak też ludzie Zaczęli mnie określać, jako osobę konkretną. Mnie się to bardzo spodobało i tak właśnie chce być w spostrzega. W tym się czuję najlepiej. Naturalnie, jeśli ktoś czuję się dobrze w bardziej żywiołowej formie to świetnie, ale to nie jest to czym ja się czuje dobrze. A znalazłam inne sposoby, bardzo dobrze rozpracowałam Facebooka i metody reklamy. Ja nie muszę wyskakiwać wszędzie, ale moje reklamy pokazują się odpowiednim osobą. Znalazłam więc swoje wyjście z tej sytuacji. Bardzo zależy nam też jako zespołowi aby osoby, które brały udział w naszym kursie dalej no to rekomendowały jeśli kurs i mi się podobał. Badamy co się dzieje z kursantem w trakcie, rozmawiamy z nim, jeśli kursanci czują się zaopiekowali później sami nas polecają. Podczas ostatniej sprzedaży wrzuciłam informację okursie na instagram i cała masa byłych kursantek dzieliła się tą informacją dalej. To było bardzo miłe i świetne doświadczenie. Ja nikogo o to nie prosiłam. Staram się więc pracować w równym tempie i długoterminowo.
Ewelina: niestety, wstałam i poszłam. Lekarze przewracali oczami kiedy o tym usłyszeli. I to nie tylko to, jeśli ktoś zna jogę to wie na czym polega pozycja Kota i krowy. Nie mogłam zrozumieć dlaczego ciało mi mówiło, że jest coś nie tak A ja próbowałam na siłę ułożyć sobie kręgosłup. To było tak skrajnie głupie, mogłam sobie tam załatwić kręgosłup na stałe. Na szczęście Drugą rzeczą którą ciało dało mi znać było to że zaczęło mnie usypiać. Mi się bardzo chciało spać. Moja głowa stwierdziła nie Laska robi takie głupoty że trzeba ją uśpić. Na szczęście dzwoniłam do znajomychCi skontaktowali się miedzy soba i ustalili, że coś jest ze mną nie tak źle oceniam rzeczywistość i zmusili mnie żebym zadzwoniła na pogotowie.
Ewelina: może, nie wiem, ja mam wrażenie że ja się o to prosiłam. Różnymi swoimi działaniami można powiedzieć że złamałam sobie ten kręgosłup trochę na życzenie. Ale nie wiem czy trzeba być hardkorem. Raczej trzeba pilnować umiejętność skupiania się, myślenia długoterminowego.To są chyba te rzeczy. Bo jednak koncentrowałem się na tym bardzo mocno, pół roku tworzyłam ten kurs. Starałam się nic innego nie robić. Nie wiem na ile to hardcorowe. Ale myślę że warto uczyć się jak się skupiać. I cały czas mieć kalkulator vega.
Ewelina: Zawsze masz to komuś zlecić, to zależy od tego jak sobie z tym radzisz. Ja zaobserwowałam, że mi to nie pomaga. Dlatego teraz proszę mój zespół a wyśledził co się dzieje w branży. Wolę się skupić na czymś innym z wielu powodów. Dla mnie jest to strata czasu. Oczywiście research konkurencji jest ważny aby znaleźć swój Wyróżnik. Trzeba jednak wiedzieć gdzie jest ta granica kiedy robię dla siebie coś dobrego a kiedy jest to Równia Pochyła. Jeśli ktoś umie robić by research biznesowy i umie to rozpisać w punktach to warto taką osobę zatrudnić aby zrobiła to za nas. Pytanie, czy to ci pomoże iść do przodu, czy cię zatrzyma.
Ewelina: To nie zawsze ma sens. Jeśli twój biznes polega na rozwiązywaniu tego problemu, czy przynoszeniu rozrywki to odbiorcy są kluczowi. To ich warto badać i ich słuchać. Może być tak, że twoja Konkurencja nikogo nie Bada A coś robi i tak naprawdę nie wiadomo czy te działania mają jakikolwiek sens. Może obserwować kogoś i nie wiedzieć, czy to się w ogóle monetyzuje.
Ewelina: No widzisz, ja też to wiem. Dlatego nie ma sensu tracić na to czasu, trzeba się skupić na swoich klientach.
Ewelina: Dotknęłyśmy wielu wątków, warto sprawdzać inne modele biznesowe trzymać kalkulator i liczyć. Pomyśleć też o tym, z jakich narzędzi składa się ten produkt, jaka jest wysokość kosztów, które ten ktoś ponosi. Ile na koniec dnia zostaje. W ten sposób możemy się uczyć, tworzyć swoją ofertę, która ma nam pomóc w płynności finansowej. I warto też sobie tłumaczyć właśnie, że nie zawsze jest tak, że osoba otrzymuje się tylko z tego jednego produktu więc odchodzi bardzo ważny aspekt psychologiczny, aspekt stresu. A Zarządzanie stresem i z tobą stresie jest naprawdę męczące. Więc badanie konkurencji ma sens tylko po to aby zweryfikować czy to ma sens ekonomiczny. Bardzo często okazuje się, że ten model biznesowy nie jest wart powielania, ponieważ jest nieopłacalne.
Ewelina: Nie mówię. Zastanawiam się jaki to by miało sens.
Ewelina:Ja nie widzę w tym sensu, dla mnie jest to element chronienia mojej prywatności. Mój kurs jest dobry, chciałabym się skupić na moim produkcie. Mnie się żyje dobrze, zatrudniam ludzi, można ocenić, że to działa. Nie musiałam brać żadnych kredytów. Nie chce się pozycjonować na zasadzie pokazywania ile zarabiam na kursie. Jest mi dobrze, ale nie wydaje mi się, że musimy sobie wszyscy wchodzić do prywatnych ogródku. Staram się odcinać moje życie prywatne, skupiać na sferze biznesowej. Dlatego też nie wychodzę do są szal mediaT, tam jest bardzo dużo prywaty. Moja granica z dosyć daleka. Mam nawet dwa konta na insta gramie jedną tą, na którą publikuje, drugie jedynie dla osób, które naprawdę znam.
Ewelina: Kluczem jest krytycznie myśleć o tych wszystkich poradach, które otrzymujemy. Można skupić się na kwestiach merytorycznych, zrobiłam fanpejdż potem bardzo edukacyjny jest letter wordpre soba prasówkę. Pisałam o wordpress w ostatni piątek miesiąca. Pisałam to regularnie. Później udało mi się go zmonetyzować. Można więc skupić się na aspektach merytorycznych nie rozgrzebuje swojego życia prywatnego. Przy tym jest to moja droga, a jeśli ktoś Wybiera inną też nie ma w tym nic złego, ważne aby dobrze się w tym czuł.
Ewelina: Filtruje gdzie się pojawiam, jeśli zaprasza mnie Geek Girls Carrot to przyjmuję zaproszenie. Jeśli zapraszają mnie mniejsze wydarzenia lub jeśli wiem, że publiczność nie jest moim odbiorcą wtedy rezygnuje. Świadomie działam. Nie mam też problemu z rozpychaniemsię, jeśli wiem, że gdzieś chciałabym się pojawić to podejmuje kroki o to walczyć.
Ewelina: UX uczyłam się na studiach, to kosztowało 8000. To była inwestycja. Aby zostać Front end Developerką jak tylko widziałam jakiś problem korzystam z darmowych pomocy. Uczyłam się tylko po angielsku. Google i YouTube to świetne źródło informacji. Bardzo dużo można się nauczyć za darmo ale to zajmuje dużo czasu ponieważ wiedza jest nie poukładana. CSS trix to jest świetna strona, z której można się wiele nauczyć. Chris Coyer uczy CSS-a. Jeśli więc ktoś chce zacząć być front end Developer to ja dzień w dzień siedziałam na tym portalu. Postawiłam sobie za cel nauczyć się tworzenia własnego motywu. Szukałam do tego darmowych instrukcji. To zajmuje czas. No to kiedy klient pyta, czy ma uczyć się sam, czy z pomocą kursu pytam co jest jego celem i ile ma czasu, dopiero wtedy możemy szukać odpowiedzi.
Chris Coyier Comments
uczy CSS-a. Jeśli więc ktoś chce zacząć być front end Developer to ja dzień w dzień siedziałam na tym Port portalu. Postawiłam sobie za cel nauczyć się tworzenia własnego motywu. Szukałam do tego darmowych instrukcji. To zajmuje czas. No to kiedy klient pyta, czy ma uczyć się sam, czy z pomocą kursu pytam co jest jego celem i ile ma czasu, dopiero wtedy możemy szukać odpowiedzi.
48:00
W czasie świąt nadwyżki wolnego czasu spędzaliśmy tak aktywnie jak tylko byliśmy w stanie po nadmiernej konsumpcji pierogów, barszczyku i sałatki. Unieruchomieni nadmiarem spożytych dań zalegaliśmy na kanapie z padem w dłoni. O tym w co graliśmy opowiadamy w 68 odcinku podcastu “Pogaducha”.
https://www.taniaksiazka.pl/tetris-ludzie-i-gry-p-1246963.html
Poziom trudności jest szalenie niski. Gra świetna dla ludzi którzy mają dwa lewe pady. Króciutka, przyjemna, niezobowiązująca.
https://www.youtube.com/watch?v=ONbjd7tWcuwJak zdrowo rozsądkowo stwierdził Łukasz, jeśli chcemy marnować czas na powtarzające się nudne czynności możemy sobie poszukać takiej pracy, wtedy nawet dostajemy za to jakieś pienądze.
https://www.youtube.com/watch?v=_BuEAoVbvHgJesteś kozą i to nie ma sensu.
https://www.youtube.com/watch?v=wG7G7kzyAtIJesteś gęsią i to ma bardzo dużo sensu. To jest sensem. W tym zawiera się sens istnienia. Prawdopodobnie.
https://www.youtube.com/watch?v=V-Z_ubqoyUwPrzygodówka z 2017 roku. Nie trzeba umiejętności innych niż znajomość angielskiego.
https://www.youtube.com/watch?v=S0kKF5f8nS0 Whats Remains of Edith FinchBardzo przyjemna gra. Przejście zajmie kilkanaście godzin.
https://www.youtube.com/watch?v=1xYpXzqmk8Y2:20 Dirty Dancing
5:25 Klaus by Netflix
7:35 “Kult” – Łukasz Orbitowski
13:36 Kaya
15:45 VOD i Stadia
24:36 Leonardo da Vinci
30:00 I didn’t do it for you
34:05 “Siwy Dym” – Ziemowit Szczerek
38:02 The end of the f***ing word 2
42:00 Śledztwo Pisma
45:00 Razem Lepiej Podcast
Ten odcinek przypomina bieg przez płotki. Chcieliśmy nadrobić zaległości i opowiedzieć o filmach, serialach, dokumentach, książkach i podcastach. Dynamiczne segmenty to przetasowany zbiór mini recenzji poszczególnych produkcji.
Aby posłuchać link
Aby czytać ebooka
Aby czytać analogowo
Czyli firma która zdecydowała się objąć matronatem ten odcinek podcastu. Ich misja aby o menstruacji rozmawiać normalnie i odczarować temat który często pozostaje wciąż w strefie tabu jest mi bardzo bliska. Zobaczcie ich kampanię reklamową, wejdźcie na stronę i pamiętajcie o kodzie rabatowym DzoanaGo
https://www.youtube.com/watch?v=5-tYeqA48NsAby posłuchać link
Aby czytać ebooka
Aby czytać analogowo
Aby czytać cyfrowo lub analogowo
Aby posłuchać link
Aby czytać cyfrowo
Aby czytać analogowo
Podaję link do strony ale z tego co udało mi się sprawdzić podcastu można słuchać we wszystkich najpopularniejszych aplikacjach.
Chyba najłatwiej będzie jeśli odeślę Was do ich facebooka klik, klik
Linki zawarte w opisie są linkami afiliacyjnymi. Oznacza to, że kupując za pomocą linka wspierasz podcast. Sklepy te oferują prowizję dla twórców w ramach poleceń.
Pierwszym gościem cyklu #emigranci jest Arek. Do tłocznego i głośnego Amsterdamu trafił prosto z małej śląskiej miejscowości. Miał piętnaście lat, kiedy jego życie zmieniło się całkowicie.
Teraz kiedy już połowę życia jest emigrantem, opowiada o swoich pierwszych doświadczeniach, próbie aklimatyzowania się oraz poszukiwaniu własnej drogi.
Od dziesięciu lat pracuje w agencjach pracy. Odpowiada za zatrudnienie, opiekę nad pracownikami i kontakty z firmami, które pracowników poszukują. Zdradza kulisy swojej pracy, obala mity i radzi jak bezpiecznie rozpocząć pracę za granicą.
Po przerwie wracamy z odcinkiem, w którym opowiadamy o naszych wrażeniach po przeprowadzce do kraju tulipanów. Czy mamy odciski od noszenia drewniaków? Czy bywamy trzeźwi? Ile trawy można mieć na balkonie? Na żadne z tych pytań nie udzielamy odpowiedzi.
Mówimy o poszukiwaniu przyjaźni, edukacji i rowerach.
Dzisiaj spotykamy się z Agą Płoską, która chciała zebrać środki na własny biznes. Tak poznała idee crowdfundingu. Porzuciła więc plan otwierania własnej knajpy, bo wpadła po uszy. Teraz pomaga innym budować dobre kampanie. Doradza jak zaplanować akcję, aby miała duże szanse na zebranie środków.
Jeśli chcesz rozpocząć swoją akcję crowdfundingową i nie wiesz jak zacząć teraz możesz zdobyć godzinną konsultację na Skype.
Warunkiem jest przesłanie opisu swojego pomysłu i przesłanie na [email protected] między 10 a 17 czerwca 2019.
Spośród zgłoszeń wybiorę jedno, które moim zdaniem będzie najciekawsze a równocześnie realne. Osoba, która wygra konsultacje otrzyma informację 25.06.2019
Po przerwie wracamy z garścią poleceń.
Your feedback is valuable to us. Should you encounter any bugs, glitches, lack of functionality or other problems, please email us on [email protected] or join Moon.FM Telegram Group where you can talk directly to the dev team who are happy to answer any queries.